czwartek, 29 maja 2014

13 WHO CARES? & Front Row Shop's bag.


Moi przyjaciele z każdym rokiem coraz bardziej mnie zaskakują jeśli chodzi o prezenty urodzinowe. W tym roku dostałam koszulkę Paprocki&Brzozowski z kolekcji stworzonej z okazji trzynastych urodzin marki, gdzie dominowały rzekomo pechowe symbole m.in. czarny kot, liczba 13. Głowa czarnego kota była zresztą dekoracją na początku wybiegu. Kto nie wiedział tego klimatycznego pokazu, poszukajcie w internecie. Warto! Projektanci jednak trzynasty rok marki na przekór uważają za szczęśliwy i absolutnie nie wierzą w pecha, stąd napis pod 13-nastką i wyhaftowana koniczynka.
Kiedy rozpakowałam prezent od razu pomyślałam o mojej kopertówce z Front Row Shop. 
Ponieważ kopertówka w zygzaki, koszulka z napisem i metaliczne sandałki robią już wystarczająco dużo zamieszania... jako dopełnienie użyłam swoich ulubionych białych dodatków.

A wy wierzycie w pechowe symbole?
Bo ja chętnie przygarnęłabym czarnego kota... gdybym nie miała już czarno-białego psa. :)












pics by DK

| koszulka ; t-shirt - Paprocki&Brzozowski | spodnie ; pants - Marc by Marc Jacobs | sandałki ; sandals - Pull&Bear | torebka ; bag - Front Row Shop | zegarek ; watch - DKNY | okulary ; sunglasses - Allegro.pl | paznokcie ; nails - Sally Hansen 110 Green With Envy |

XOXO



poniedziałek, 26 maja 2014

CELEBRATING: Birthday after month.


Matura nie pozwoliła mi na świętowanie urodzin ze znajomymi,wtedy kiedy przypadały... Przyjęcie udało mi się zorganizować dopiero po miesiącu. Postanowiłam wykorzystać wspaniałą majową pogodę (która w dzień imprezy i tak mnie zawiodła!!!) i zamiast zwykłej kolacji zorganizować grilla. 
Grill to niewdzięczna okazja nie tylko dla naszych żołądków, ale i dla osoby, która będzie myła naczynia :) Świetnym rozwiązaniem są papierowe/plastikowe zastawy... których teraz jest naprawdę duży wybór. Można dostać nawet jak widzicie kieliszki do szampana czy obrus... Papierowe słomki, to akurat rzecz, która marzyła mi się od dawna... Plastikową zastawę i papierowy obrus możemy bez wyrzutów sumienia po użyciu wyrzucić. Było to wielkie ułatwienie, bo po grillu mieliśmy w planach wypad do klubu. :)

Osobiście nie jestem zwolenniczką ,,kiełbachy z grilla'' i zazwyczaj jeśli mam okazje, jem i tak już oklepanego camemberta z żurawiną. 
Niedługo przed imprezą natrafiłam na kuchniTV na program Mariety Żykowskiej ,,ABC gotowania'', w którym przygotowywała szaszłyki z cukini.
Chociaż przygotowanie go okazało się wcale nie takie łatwe... i w efekcie końcowym nie wyglądał on tak jak oczekiwał, smak miał bezbłędny.

S k ł a d n i k i :
(na 1 szaszłyka)
4 plastry cukini (cukinia krojona wzdłuż)
4 plastry sera tzw. ,,rolady ustrzyckiej''
garść liści szpinaku

Cukinie kroimy wzdłuż... najlepiej zrobić to na ,,cztery ręce''. Jedna osoba trzyma, druga kroi. Przygotowane plastry cukinii kładziemy na rozgrzaną patelnię z odrobiną oleju, do momentu aż zmiękną i zrobią się elastyczne. Tak, żeby nie połamały się przy zwijaniu.
Cukinie zdejmujemy z patelni, odsączamy na papierowym ręczniku. Na każdym plastrze układamy po kilka liści szpinaku i kilka kawałków sera - bez przesady, tak aby dało się zwinąć - i zwijamy w rulonik. Taki rulon nakłuwamy na patyk do szaszłyka. I powtarzamy czynność...
Tak przygotowany szaszłyk może stać przez noc w lodówce. Najlepiej grillować go na tacce do grilla, a nie bezpośrednio na ruszcie.

*Jeżeli okaże się, że tak jak ja nie macie cierpliwości do cukinii... po prostu nakłuwajcie każdy ze składników po kolei.





Jeżeli zdarzy Wam się na grillu świętować jakąś ważniejszą okazje... Toast zamiast piwem możecie wznieść białą odmianą Sangrii. Podana na zimno będzie idealnym dopełnieniem w letnie, upalne popołudnie.

S k ł a d n i k i :
(na ok. 2,5l)
2 butelki musującego białego wina 
w Hiszpanii tradycyjnie używa się Cavy - do kupienia w biedronce za ok. 15zł za butelkę.
250 ml wody gazowanej
250 ml soku winogronowe ew. ananasowego
różnorodne owoce takie jak: winogrona, truskawki, maliny, borówki, ananas, pomarańcza, mandarynka.

Wszystkie owoce umyć, obrać, pokroić. Do dzbanka wlać wino i sok. Wrzucić owoce. Wlać wodę gazowaną. Odstawić minimum na godzinę do lodówki. Im zimniejsza tym lepsza. W tym przepisie już nie ma niespodzianek... nie może nie wyjść!



Możecie też ranty kieliszków zwilżyć wodą i umoczyć w rozsypanej na talerzu galaretce.







Jeżeli gościom nie odpowiada drinkowanie z plastiku... Świetnie też prezentuje się mohito w słoiku ;) Babcie zawsze mają ich za dużo!


Happy Birthday to me!

XOXO

poniedziałek, 19 maja 2014

Let's eat ... TIRAMISU.


Włosi nie wyobrażają sobie bez niego drugiego śniadania, ja - życia. Jego niepowtarzalny smak na długo zostaje w pamięci, jest słodkie, ale nie ciężkie... oczywisty smak serka mascarpone i kawy daje nieprzewidywalne połączenie. 
Potrzebowałam dużo czasu, żeby podjąć się przygotowania deseru otoczonego takim kunsztem. Na początek postanowiłam zrobić szybkie tiramisu z przepisu Nigelli Lawson. Nie jest to tradycyjny przepis ale przygotowanie go zajęło mi nie więcej niż 20 minut - to kolejna zaleta. Okazało się, że dla chcącego nic trudnego, a domowe tiramisu nie wymaga specjalnego talentu kulinarnego. Włosi uwielbiają jeść je schłodzone, szczególnie latem. Zaskoczcie nim swoich znajomych w upalny, letni dzień.

Z języka włoskiego ,,tirami su'' oznacza poderwij mnie. 
Dacie się poderwać?;>

S k ł a d n i k i :
(na trzy pucharki takie jak na zdjęciach)
175 ml ostudzonego espresso (może być rozpuszczalna kawa!)
125 ml likieru śmietankowego Baileys Irish Cream
100g biszkoptów (powinny być podłużne)
1 jajko
35g drobnego cukru
250g serka mascarpone
kakao w proszku do posypania

W płytkiej miseczce mieszamy espresso z połową przygotowanej porcji likieru. W przygotowanym płynie zamaczamy po kolei biszkopty z każdej strony, ale nie dopuszczamy do ich rozmoczenia. Wykładami biszkoptami spód każdego z pucharków.
Jeżeli nie udało Wam się znaleźć podłużnych biszkoptów, tak jak mi... pozostaje połamać okrągłe biszkopciki.


Żółtko oddzielamy od białka. Żółtko ucieramy z cukrem, aż zrobi się gęste i jasnożółte - jak kogel mogel. Następnie dodajemy pozostałą część likieru i serek mascarpone. Całość ubijamy aż uzyskamy jednolity, lekki (przepyszny!!!) krem.

W osobnej miseczce ubijamy białko na sztywną pianę. Delikatnie łączymy je z kremem.
Połowę uzyskanej masy nakładamy na biszkopty, po równo do każdego pucharku.

Powtarzamy czynności od początku, nasączamy biszkopty i wykładamy nimi kolejną warstwę. Na drugą warstwę biszkoptów wykładamy pozostały krem i wygładzamy łyżeczką w miarę możliwości.

Pucharki przykrywamy folią i wstawiamy do lodówki... na... tyle ile wytrzymamy. ;)
Deser powinien postać w lodówce całą noc, mój doczekał nawet 24h i wyszlo mu to na dobre.

Po wyjęciu z lodówki wierzch tiramisu posypujemy warstwą kakao w proszku, przesypując je przez sitko.






XOXO


Chcecie być na bieżąco ?
Zapraszam na mój instagram:


piątek, 16 maja 2014

Take me to... BAD GASTEIN.




Witajcie kochani,
wiem, że nie było mnie tutaj ponad miesiąc. 
Nareszcie maturalny szał za mną, a przede mną już tylko czteromiesięczne wakacje, a to oznacza... dużo czasu na zajmowanie się blogiem ! :)
Nie mogłam się doczekać kiedy wrócę do blogowania, chociaż statystyki mówią, że zaglądaliście tutaj nawet kiedy mnie nie było.

Sezon narciarski dobiegł już końca, ale jeszcze przed świętami Wielkanocnymi miałam okazję pojechać na tydzień do Bad Gastein, małego autriackiego kurortu, którego kameralną atmosferę moja rodzina ceni sobie od lat.
Jest to małe miasteczko położone w dolinie Gastein, doceniane już od czasów rzymskich jako uzdrowisko. Upodobała je sobie także dynastia Habsburgów, o czym świadczą pozostałości po licznych pałacach.






Z miasteczka rozchodzi się wiele tras spacerowych. Nawet osoby, które nie przepadają za białym szaleństwem na stokach mogą wybrać się np. na spacer wzdłuż Sisi Promenade, gdzie napotkają wiele wodospadów, a co cenniejsze nawdychają się prawdziwego, czystego, alpejskiego powietrza.

Kiedy warunki narciarskie nie dopisywały, wybrałyśmy się z kuzynką na spacer wzdłuż Wilhelm Promenade.


I nie byłyśmy tam same... a wręcz miałyśmy wrażenie, że wkroczyłyśmy na obcy teren. :)



Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... Chmury się przetarły i na drugi dzień warunki do jazdy były idealne! 
Zaczęłyśmy od zdrowej, sytej porcji witamin.


Spędzając urlop w Bad Gastein mamy wiele możliwości wyboru ośrodków narciarskich. Nawet jeśli nie mamy ze sobą samochodu, od czego są skibusy... 
Oczywiście kwietniowe kaprysy pogody wykluczają wiele z opcji, niektóre trasy są pozamykane, trzeba decydować się na te, które położone są na jak najwyższych wysokościach,


Narciarstwo wyczynowe w naszym wydaniu... czyli ,,first let me take a selfie''.
Po prostu dwie blondynki w Alpach. :) 


Rzecz, na którą muszę szczerze przyznać czekałam od ostatniego pobytu w Bad Gastein. Germknodel - tyrolski przysmak, którego nie znajdziecie już po włoskiej stronie. Pyza rozmiarów jak nasze polskie dwie, wypełniona śliwkami, polana sosem waniliowym i posypana makiem. Do picia nic innego, jak tylko Almdudler - czyli ziołowa odmiana coca coli.


Podobno to, co zje się na stoku to się nie liczy! :) 
Jeżeli do nart dołożymy pływanie w hotelowym basenie i sauny ... to faktycznie od Germknodla naszej figurze nic się nie stanie. 
Bad Gastein jest ośrodkiem także uzdrowiskowym. Woda mineralna płynie w kranie, skóra po wzięciu prysznica nie jest ściągnięta, ani sucha. Grzechem jest z tego nie korzystać.


Jednak pogoda w górach zawsze jest wielką zagadką. Żeby Wam to udowodnić dwa poranki pod rząd zrobiłam dla Was zdjęcie mojego widoku z okna.



Nie byłabym sobą, gdybym w takim pięknym miasteczku nie przygotowała dla Was stylizacji ,,Apres Ski'' czyli ,,Po nartach''. W kwietniu w dolinie temperatura jest całkiem znośna, o ile nie pada deszcz i nie ma śniegu. Ja mogłam sobie pozwolić na włożenie ukochanego trenczu, pod którym miałam moją ulubioną, ciepłą !!! bluzę projektu Lany Nguyen. Zestaw dopełniłam różowymi dodatkami, aby nadać mu optymizmu, słońce pojawiało się raczej rzadko. Elegancję trencza przełamałam sportowymi butami. Na takim wyjeździe liczy się wygoda. Co Wy na to?











pics me & Dorota Sargiotto

| płaszcz ; coat - ZARA | bluza ; blouse - Lana Nguyen | spodnie ; pants - Marc by Marc Jacobs | buty ; sneakers - Reebok | szal ; scarf - Tally Weijl | zegarek ; watch - DKNY | iPhone case - Marc by Marc Jacobs | torebka ; bag - MOHITO |

XOXO

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...