poniedziałek, 23 lutego 2015

GET READY WITH ME - EVENING MAKE UP!


Kochani ! Jeśli nigdy nie byliście ze mną na wakacjach, nie jesteście moją najbliższą rodziną, ani współlokatorem, nie pracujecie w osiedlowym sklepie... to prawdopodobnie pierwsza okazja, kiedy możecie zobaczyć mnie bez makijażu! 
Dziś przygotowałam dla Was tutorial o tym, jak wykonać mój ulubiony wieczorowy makijaż. Co prawda, karnawał już za nami... ale to przecież nie znaczy, że spędzacie czas w rozciągniętym dresie, owinięte kocem!
Z góry zaznaczam, że nie jest to mój codzienny makijaż (chciałabym mieć codziennie rano tyle czasu, aby wykonać na mojej twarzy takie arcydzieło!)
Zaczynamy!


Oto zdjęcie, które przejdzie do historii tego bloga!
Oligatorka, wersja saute !


Po dokładnym umyciu twarzy - używam niezmiennie, od lat mydełka w kostce marki Clinique. (tzw. Krok 1!). Jeśli chodzi o markę Clinique, naprawdę cenię sobie ich produkty... Sławne ,,trzy kroki Clinique'a" były przyczyną uniknięcia przeze mnie młodzieńczego trądziku i innych podobnych problemów ze skórą.
Po dokładnym oczyszczeniu twarzy, (pod makijaż) nakładam ulubiony krem nawilżający. Czasami, kiedy moja cera ma akurat gorszy dzień, albo zależy mi na tym żeby makijaż naprawdę dobrze się trzymał, kiedy krem się wchłonie nakładam silikonową bazę pod podkład z Inglota. Kosztuje około 20 zł, mam ją od października, a nie widać żeby była w ogóle używana. Wydajność na najwyższym poziomie!


Z natury mam sińce pod oczami, nie ważne czy się 2 czy 12 godzin. Uwierzcie!
Kiedy ładnych parę lat temu byłam konsultantką marki Oriflame to mojej kosmetyczki trafił trzy kolorowy korektor... Nie miałam pojęcia co mam zrobić z tym żółtym kolorem! Pewnego dnia doznałam olśnienia :)! Świetnie rozświetla sińce, a jeśli nałożę na korektor dobry, kryjący podkład wyglądam nareszcie na wyspaną.


Podkład, którego używam to podkład Even Better - marki Clinique (naprawdę ich kocham!). Mój ma numer: 05 kolor: neutral. Wybaczcie, ale jeśli chodzi o podkłady to dla mnie wszystkie inne się chowają! Nienawidziłam nosić ,,maski" dopóki nie znalazłam właśnie tego kosmetyku:
a) rewelacyjnie kryje!
b) nie ma efektu maski!
c) wchłania się w skórę i stając ,,pod światło" nie widzę żadnych smug!
d) nie osadza się w zagłębieniach!



Dla przedłużenia żywotności podkładu i żeby zapobiec ,,świeceniu się" twarzy nakładam transparenty puder Chanel UNIVERSELLE COMPACTE kolor 20 CLAIR - Translucent 1. Puder nie nadaje żadnego koloru, ale bezbłędnie wchłania sebum i matuje cerę. Kiedyś nakładałam go od razu na krem do twarzy i to był cały mój makijaż. To wysłużone opakowanie kupiłam w 2011 roku i sami widzicie ile zostało... a wierzcie mi, używam go codziennie, czasami kilka razy dziennie. Najbardziej wydatny kosmetyk jaki w życiu widziałam!




Troszeczkę korektora nakładam też na całą powiekę, żeby cienie lepiej się trzymały i nie osypywały.



Ponieważ cienie, które dzisiaj mam przyjemność Wam zaprezentować to paleta cieni marki Dior z kolekcji GOLDEN SHOCK nr 756, która wyszła specjalnie na minione Święta Bożego Narodzenia. Oj tak, Mikołaj miał gest :)!


Płaskim pędzelkiem nakładam na całą powiekę cień z prawego dolnego kącika. Drugą stroną pędzelka, nakładam kolor z prawego górnego kącika od połowy powieki i dociągam aż do zewnętrznego kącika. Są to cienie perłowe, świetliste i aby uzyskać porządne nasycenie trzeba się trochę ,,nawklepywać!" ;) 
Zewnętrzny część powieki akcentuję najciemniejszym, śliwkowym kolorem - chociaż na powiece wygląda bardziej jak brązowy.
Wewnętrzny kącik oka i linię wodną, rozświetlam najjaśniejszym cieniem. za pomocą szpiczastego pędzelka. Wszystko wykańczam opruszając całą powiekę środkowym, złotym pyłkiem przy użyciu skośnego pędzelka. 
Wiem, wiem... Taka paleta nie jest tania. Ale jedna w naszej kosmetyczce, dobrze dobrana do naszej cery i wydajna zastąpi kilkanaście cieni kiepskiej jakości - uwierzcie!



Nie byłabym sobą, gdybym nie namalowała kreski na powiece. Wynalazek, który uratował mnie od stania godzinami przed lustrem i nauką malowanie kresek - eyeliner w kremie marki Make up for ever - uwierzcie - marka ma nazwę adekwatną do trwałości kreski.
Jeśli zdarzy mi się po imprezie zasnąć z makijażem na twarzy (co oczywiście nigdy mi się nie zdarza, mamo! :*****) to na drugi dzień, magicznym sposobem cały makijaż wytarł się w poduszkę, a eyeliner - ZOSTAŁ NIETKNIĘTY!
Jeśli zdecydujecie się na jego zakup, od razu do kompletu polecam, solidny, dwufazowy płyn do demakijażu... Jakimś tam mleczkiem na pewno nie zejdzie ! 
Gadżet bez którego ani rusz! Specjalny pędzelek do eyelineru w kremie - cieniutki i ścięty pod skosem - dostępny w Sephorze. Dzięki temu malowanie kresek jest dziecinnie proste, codziennie rano czuję się jak dziecko szkicujące coś na plastyce. Jeśli ktoś rezygnuje z kresek przez czasochłonność - znalazł rozwiązanie!


Tusz, któremu jeszcze długo będę wierna! Twist up the volume marki Bourjois - dostępny w Rossmanie. Normalnie kosztuje około 45zł, ja kupuje zawsze wtedy kiedy jest promocja i kosztuje on 30 zł. Nie wysycha, nie kończy się po miesiącu! Jest też w wersji wodoodpornej. To, co mnie w nim urzekło to to, że ma przekręcaną szczoteczkę. Dzięki jej wielofunkcyjności - wydłużanie, rozczesywanie, pogrubianie... nie mam problemu z utrzymaniem w ryzach moich kochanych rzęs, które po użyciu odżywki RevitaLash mają naprawdę zabójczą długość i nie każdy tusz jest w stanie im sprostać.



Żeby dodać sobie trochę życia, nakładam róż na policzki. Ten akurat marki Golden Rose Terracotta Blush-On nr 09 trafił do mnie przypadkiem, dostałam go w prezencie... ale absolutnie nie narzekam. Dzięki perłowym drobinką rozświetla buzie, a nie tylko nadaje kolor policzkom.


Ostatni etap to... usta! Przed nałożeniem jakiegokolwiek koloru nakładam na nie balsam. Nakładam też jego grubą warstwę przed spaniem... i po wstaniu... i kiedy wychodzę na dwór, kiedy siedzę przy biurku i nie mam co zrobić z rękoma... Generalnie bez balsamu do ust ani rusz! Mam różne, różniste, w każdej torebce, kurtce, kieszonce... Połowę gubię, połowę odnajduję po pół roku. 
Hmmm... może zrobię Wam kiedyś post o moich ulubionych!
Konturówki na usta nie nakładam, bo przyznam się bez bicia - tej sztuki jeszcze nie opanowałam.

Kolor jaki uzyskałam (ostatnio mój faworyt!) to połączenie trzech! Bazą jest winno czerwona szminka Diora Addict, którą kupiłam sobie specjalnie na studniówkę. Kolor 991 Perfecto. Nie przeraźcie się kolorem - na dobrze nawilżonych ustach traci na intensywności. Nie wolno jej nakładać na spierzchnięte usta! Ożywiłam ją jednak w tym makijażu, nakładając na nią warstwę pomadki w kolorze fuksji marki Oriflame Pure colour floral lipstick - Fuchsia Red (nie wiem czy ją jeszcze gdzieś dostaniecie!). 
Miało być wieczorowo, więc jako zwieńczenie całości nakładam prawie transparentny błyszczyk Dior Addict nr 343 Spring Ball.



I oto efekt końcowy... Co Wy na to?



Chcielibyście zobaczyć na blogu więcej make up'owych tutoriali?
Dzienny, letni, plażowy itd.
Dajcie znać w komentarzach!

XOXO


Wciąż Ci mnie mało?
Zapraszam na moje kanały social media.

S N A P C H A T : oligatorkaaa

czwartek, 12 lutego 2015

KEEP CALM & BE MINE !

Wiem, że już trochę za późno, na proponowanie Wam outfitów na sobotę, ale przecież Walentynki to nie jedyny dzień w roku, kiedy chcemy czuć się kobieco i podobać naszym/przyszłym/byłym mężczyznom... a może moje propozycje wykorzystacie w jeszcze inny sposób. ;)
Z Walentynkami jest ten problem, że niestety są zimą... i chociaż śnieżna sceneria (jeśli już jest!) potęguje romantyzm, to niestety nie jest przyjazna gołym nogom i lekkim sukienkom.
W dzisiejszym poście chciałabym Wam pokazać kilka pomysłów, jak nie rezygnować z wymarzonej kreacji... a jednocześnie nie zamarznąć.

Czerń, o której już zwyczajnie, kolokwialnie mówiąc ,,truję" Wam kolejny raz. Klasyczna, niezawodna... a jednak mała czarna wciąż potrafi nas czymś zaskoczyć. Poniżej widzicie moje trzy niecodziennie faworytki! Na kolacji, prowokujący tył sukienki możecie oczywiście przykryć, a okrycie wierzchnie zdjąć dopiero w klubie. Nie wiem czy jest coś bardziej tajemniczego niż czarna koronka...


Sukienki znajdziecie: 
1. KLIK !
3. KLIK !

Czerwień, do której nie ukrywam, trzeba mieć odpowiednią urodę i nie każda z nas może w niej wyglądać korzystnie... Dlatego alternatywą może być kolor wina, w którym jest ostatnia z przedstawionych przeze mnie propozycji w kolorach czerwieni. Postawmy na jeden kontrowersyjny element, albo niech to będzie dekold, albo wycięte plecy, albo nieco odważniejsza długość.


Sukienki znajdziecie:
1. KLIK !
2. KLIK !
3. KLIK !

Różowy - najbardziej romantyczna propozycja na randkę. Dziewczęcy róż, którego niewinny charakter bardzo łatwo możemy przełamać chociażby skórzaną ramoneską, albo niecodziennym krojem...


Sukienki znajdziecie:
1. KLIK !
2. KLIK !
3. KLIK !

Moje największe odkrycie tego sezonu jeśli chodzi o coś co można narzucić na sukienkę? Futrzana kamizelka! Ciepła, a mniej zobowiązująca niż normalne futerko. Nie przepadacie za futrem, albo nie jesteście do niego przekonane... możecie wybrać opcję pół na pół, albo zwykłą dobrze uszytą, niezapinaną kamizelkę.


Kamizelki znajdziecie:
1. KLIK !
3. KLIK !

Dzianina kojarzona jest raczej z wygodą niż elegancją, ale dlaczego by nie spróbować narzucić na plecy ulubionego, szerokiego szala, czy swetra o grubym splocie.


Wyżej pokazane propozycje znajdziecie:
2. KLIK !
3. KLIK !

Najbardziej kontrowersyjne okrycia wierzchnie zostawiłam na koniec. Ja osobiście uwielbiam, kiedy pod skórzaną ramoneską ukrywa się zwiewna sukienka, czy kawałek czarnej koronki... ale to zdecydowanie połączenie dla odważnych.
A jeansowa koszula? Niedoceniona! Chociaż powinnyśmy zacząć się do niej przyzwyczajać ze względu na trendy w nadchodzącym sezonie. Narzucona na sukienkę na pewno nie ujmie jej uroku, a tylko doda nonszalancji.

Kurtkę i koszulę znajdziecie:
1. KLIK !
2. KLIK !


XOXO

czwartek, 5 lutego 2015

SPENDING VALENTINE'S DAY IDEAS FOR EVERY BUDGET.

Walentynki to zaraz po Halloween, jedno z najbardziej kontrowersyjnych świąt dla polskiej mentalności. Często do spędzania go tak jak się powinno, zniechęca nas fakt, że dla naszego budżetu to kolejny wydatek, a przecież niedawno były święta, sylwester... Nie mogę zrozumieć dlaczego większość myśli, że nie można przeżyć walentynek bez kupowania sobie nawzajem prezentów. Według mnie, dużo lepszym podejściem, jest chęć znalezienia oryginalnego sposobu na spędzenie razem cudownego wieczoru.. A można tego dokonać nawet przy niewielkim wydatku. I udowodnię Wam to w tym poście, dzieląc pomysły na trzy kategorię, ze względu na kwoty jakie mamy do dyspozycji.

50 zł

Możecie zostać w domu i przygotować kolację. Nie mam tutaj na myśli zamawiania pizzy i  zwykłego siedzenia przed telewizorem, tylko wspólne krzątanie się po kuchni i nakrywanie do stołu. Przykładowo: Makaron z sosem śmietanowym i wędzonym łososiem jako danie główne, na deser truskawki i czekolada, do tego butelka białego wina, może nawet musującego, kilka świeczek na stół i jakiś lubiany przez Was obojga film.

Wspólne wyjście na miejskie sztuczne lodowisko. Bilety wraz z wypożyczeniem łyżew to około 10 zł na osobę. Potem możecie pójść na gorącą czekoladę, albo przygotować ją sami w domu.

200 zł

Z taką kwotą możecie już bardziej poszaleć :). Kolacja w Waszej ulubionej restauracji (pamiętajcie o wcześniejszej rezerwacji), a potem w zależności od Waszego gustu, wizyta w teatrze lub w kinie (W tym roku premiera filmu ,,Pięćdziesiąt twarzy Greya" pewnie przyćmi wszystkie inne produkcje.). Kto wie, może Was ulubiony zespół akurat w ten dzień gra koncert ? Może nie jest to najoryginalniejszy pomysł, ale przynajmniej sprawdzony!

W kwocie do 200 zł, na stronach typu groupon.pl możecie znaleźć np. masaże dla dwojga, a po powrocie do domu wspólnie przygotować kolację.

500 zł

Tutaj już bez żadnego ,,ale" polecam Wam portale typu groupon.pl, wyjatkowyprezent.pl, katalogmarzen.pl, które oferują pakiety Spa, noclegi w najlepszych hotelach w promocyjnych cenach, skoki ze spadochronem, loty balonem, wypady na gokarty...


Znalazłam też kilka wspaniałych produktów, które podniosą jakość wieczoru spędzanego w domu, jak zestaw do fondue, wspaniałe kieliszki, czy specjalne półmiski na tę okazję... Te i wiele innych cudowności znajdziecie na stronie PrezentBox.pl


A Wy macie już jakieś plany na ten wyjątkowy dzień?

XOXO

poniedziałek, 2 lutego 2015

FAUX FUR + PRINTED DRESS.


Zimą mam niesamowity problem z powstrzymywaniem się od black total look'u i naprawdę co drugi dzień jestem od stóp do głów ubrana w czerń. Tak, jest klasyczna, elegancka i uwielbiam ją nad życie, ale nie pomaga przetrwać krótkich i sennych zimowych dni.
Dlatego możecie być ze mnie dumni, że udało mi się wkomponować w stylizację jakąś kolorową rzecz! ;)
Tak naprawdę, to chciałam Wam pokazać, że wystarczy jeden przyciągający uwagę, kolorowy element, a cała stylizacja (jak i cera!) nabiera życia. Jeżeli reszta pozostaje czarna, to możecie poszaleć nie tylko z kolorystyką, ale i z wzornictwem, nie obawiając się, że przedobrzycie.
Zostawiam Was ze zdjęciami, kochani !







| futerko ; faux fur - no name | sukienka ; dress - Karen Millen via asos.com | botki ; boots - Deezee.pl |
XOXO

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...