Przepis jest banalnie łatwy i rozkładając czynności zgodnie z instrukcjami z książki nie powinien być uznawany za czasochłonny.
Chyba że... ktoś nie doczyta przepisu do końca tak jak ja rok temu. Oszczędzę Wam szczegółów i objaśnień na temat dlaczego mogłam spokojnie po wyjściu z kuchni powiedzieć, że polały się krew, pot i łzy, a nawet whiskey (część przepisu:)). Nie byłoby jednak zabawy gdybym nie wspomniała o momencie kiedy 23.12 o 24:00 wstawiając ciasto do piekarnika raz jeszcze zerknęłam w przepis. ,,Najlepiej przechowywać je w hermetycznym pojemniku CO NAJMNIEJ TRZY TYGODNIE.''
Postanowiłam się poprawić. Ciasto już stoi w lodówce... w tym roku zjem je przed Walentynkami. ;)
Składniki na okrągłą formę o średnicy 18cm:
625g bakali - w moim garnku co roku ląduje co innego:
w pierwotnym przepisie jest to:
350g rodzynek
150g koryntek
50g wiśni kandyzowanych
75g posiekanych pekanów
200ml brandy/burbonu;
ja użyłam:
100g kandyzowanej skórki pomarańczowej
80g suszonej żurawiny
300g rodzynek
70g orzechów włoskich
75g suszonych śliwek
300ml brandy/burbonu;
Dalej już trzymałam się przepisu:
150g masła
90g ciemnego cukru trzcinowego
1 łyżeczka skórki z cytryny
2 duże jajka
1 łyżeczka melasy
1/2 łyżeczki esencji migdałowej
150g mąki
75g mielonych migdałów
1/4 łyżeczki mielonych goździków
1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
1/4 łyżeczki mielonego imbiru
*Wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową!
~~> Spokojnie, to naprawdę tylko tak strasznie wygląda.
625g bakali wrzucamy do rondla i zalewamy burbonem lub brandy. Zagotowujemy, zdejmujemy z ognia, po schłodzeniu odstawiamy na noc pod przykryciem, aby się namoczyły.
Ucieramy masło z cukrem. Dodajemy skórkę z cytryny.
Jajka wbijamy pojedynczo, za każdym razem dobrze ucierając. Dodajemy esencje migdałową i melasę. Mieszamy.
Polecam Wam to ciasto ucierać ręcznie... po pierwsze to tradycyjne ciasto więc dlaczego używać do niego miksera, a po drugie to świetna zabawa.
Przesiewamy sypkie składniki. Dodajemy porcję namoczonych owoców na zmianę z porcją sypkich składników. Ucieramy dokładnie za każdym razem.
Masę przekładamy do wysmarowanej cienką warstwą masła blachy.
Pieczemy w 150 stopniach w czasie do 1:45h do 2:15h (sprawdzając co jakiś czas patyczkiem.)
Po upieczeniu można skropić ciasto kilkoma łyżeczkami użytego już wcześniej alkoholu, wedle upodobania. Owijamy zaraz potem aluminiową folią, aby ciasto wolniej stygło, a para nie dopuściła to wyschnięcia wierzchu.
Kiedy ciasto całkowicie ostygnie można wyjąć je z formy i ponownie owinąć folią. Włożyć do pojemnika na CO NAJMNIEJ TRZY TYGODNIE.
Wiem, że nie wygląda jak przysmak bogów, ale taką wersję przechowujemy przez te pechowe 3 tygodnie... najprzyjemniejsza część - dekoracja dopiero dzień przed Wigilią.
(...ale Wam zdradzę wcześniej.)
XOXO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz