sobota, 28 lipca 2012

Kraków, dzień III - najlepszy!;-)

Zanim Wam opowiem o tym, jak cały dzień czciłyśmy podobno ,,najgorętszy dzień wakacji'' muszę dodać, że udało nam się zobaczyć wczoraj wieczorem film ,,Step up 4 Revoution''. Zdarza się, że dalsze części sag czy trylogii zawodzą widzów. Uwierzcie, że czwarta część ,,Step up`u'' Was nie rozczaruje. Chyba, że ktoś nie lubi Miami, high life`u czy tańca.

Od samego rana sznurowałyśmy ulicami Rynku Krakowskiego, już w porze II śniadania...



Jednak wszystko co dobre musi się skończyć...


Ulicą Grodzką w ukropie dotreptałyśmy na Wawel, żeby zwiedzić Dzwon  Zygmunta i groby Królów Polski.


Przyjął sie zwyczaj, że trzymając za serce Dzwonu Zygmunta trzeba pomyśleć życzenie. 
Wiecie co jest śmieszne, że kiedy stajemy przed perspektywą hipotetycznego spełnienia jednego z naszych życzeń nie mamy pojęcia, czego pragniemy.


Kraków przypomina swoimi ulicami wiele znanych miast, odnalazłam w nim dziś nawet kawałek wąskich Weneckich uliczek.


Kolejnym punktem programu było Collegium Maius i przecudowny dziedziniec.



Mojej kuzynce Agnieszce należą się podziękowania, za pokazanie nam Chimery - kultowego miejsca, gdzie możemy znaleźć obiadowe tarty i niepowtarzalne surówki w naprawdę dobrych cenach.


Kto z nas nie narzeka, że w jego mieście nie ma Bubble Tea?
Otóż przechadzając się Floriańską zaczepiła nas dziewczyna wciskając w rękę ulotkę o nowo otwartym miejscu. Od razu rozpoznałam co jest grane i co sił popędziłyśmy po mrożoną, zieloną herbatę z dodatkiem lychee i jabłka z żelkami tutti frutti.


Delektowałyśmy się nią podczas... pluskania w fontannie.


A w drodze do domu znalazłyśmy ulicę, którą umieszczam tutaj z dedykacją dla Route XXX.



Do końca dnia jeszcze daleko, 
idziemy się pożegnać z Krakowem.
XOXO

piątek, 27 lipca 2012

Kraków, dzień II.

Witam, bardzo mi miło, że tu zaglądacie, nawet jeśli nie wypowiadacie się w komentarzach.
Burza jak to burza, gwałtowna, ale krótka pozwoliła nam się wczoraj wieczorem wymknąć na Krakowski Rynek. Zanim wyszłyśmy Daria bawiła się wirtuoza umilając mi przerzucanie stron w internecie.



Po spacerze trafiłyśmy do...



Chodząc po Rynku byłyśmy świadkami akcji wyświetlania poezji na murach kamienic.


Co tam sen, zamiast się wylegiwać wolałyśmy zaliczyć poranny spacer brzegiem Wisły...


...i trafiłyśmy na Kładkę Bernatkę. 
(Kłódka nie jest nasza, ale obok tego cytatu nie mogłyśmy przejść obojętnie. 
10 lat w jednej ławce zobowiązuje.)



W dzielnicy Kazimierz znalazłyśmy restaurację, której nazwa skojarzyła nam się jednoznacznie.


Obiad ugotowałyśmy same, na zasadzie ,,lodówkowego recyklingu.''


Pół dnia zajęło nam zwiedzanie dwóch wspaniałych muzeów - Schidler`a i Mocak`a. Pierwsze wstrząsa i daje ogromną lekcję historii, drugie zachwyca... no... jeżeli ktoś jest miłośnikiem sztuki współczesnej. Szczególnie polecam wystawę pt: ,,Erotyczny ogród Apolloni'', która każdej kobiecie powinna dać do myślenia.
Wieczorem znowu można było nas złapać w Hard Rock Cafe, gdzie uzupełniałam kolekcję koszulek z tego miejsca. 


Ciekawe gdzie nas jutro poniesie...
XOXO

czwartek, 26 lipca 2012

Kraków, Dzień I-szy.

Po ciężkich przejściach z próbami spakowania najpotrzebniejszych rzeczy tak, aby ważyły tylko 8kg, mieściły się w letnich trendach, a co jeszcze trudniejsze dopasowały się do pogody... zdążyłam na samolot i o 10:00 byłam już na terminalu krajowym w Krakowie.






Nie zapominając najważniejszego - najlepszej przyjaciółki.


Pogoda była na tyle łaskawa, że pozwoliła nam zwiedzić Wawel razem z komnatami królewskimi i Sukiennice. Niestety o wieczornym wyjściu nie ma co marzyć, szalejąca za oknem ulewa nam to uniemożliwiła.




Na rynku udało nam się podpatrzeć ekipę telewizyjną TVN w trakcie kręcenia polskiej wersji programu Master Chef. Chyba poznajecie tę panią, która zaznaczyłam?


Z moją cupcake`ową obsesją nie rozstaję się nawet na chwilę, także zawitałyśmy w Cupcake Corner. 




Dziękujemy naszym wspaniałym przewodniczkom - Adze i Dorocie.
XOXO

wtorek, 24 lipca 2012

Muffin to nie cupcake. Sprostowanie.

Moje lenistwo nie pozwala mi poprawiać wszystkich przepisów, w których bezmyślnie żonglowałam nazwą muffin i cupcake chociaż między tymi słodkościami jest znacząca różnica.
Przepraszam za moje niedopatrzenie. Żeby mniej z nas popełniało podobne błędy wspierając się artykułem z Wysokich Obcasów rozwieję Wasze wątpliwości na temat tego za czym od dekady ludzie w USA szaleją.
Musimy być świadomi trzech różnic.



1. Cupcake jest udekorowany kremem! (oryginalna nazwa kremu - frosting) Muffin zazwyczaj do co najlepsze ma w cieście, a nie na wierzchu.
2. Ciasto na cupcake jest tłustawe i wilgotne... coś pomiędzy dobrą babką wielkanocną, a biszkoptem.
3. Cupcakes muszą wyglądać, dużą wagę trzeba przywiązać do ich dekoracji. Natomiast muffiny mogą sobie pozwolić na 'artystyczny nieład'.



I pamiętajcie 15 grudnia - Cupcake ma swoje święto!!! ;-)



Pojutrze spodziewajcie się relacji z wypadu do Krakowa.
XOXO

czwartek, 19 lipca 2012

Tarta wiśniowo-porzeczkowa.

Chociaż może powinnam nazwać to ,,Lodówkowym recyklingiem.'' ;-)
Pomysł na nią narodził się po marudzeniu mamy na niezjedzone wiśnie i zalegającą puszkę skondensowanego mleka.

Spód od tarty:
200g ,,petitków'' - mogą być resztki pozbieranych różnych herbatników
50g miękkiego masła


Krem: 
5 żółtek
4 białka
400g słodzonego skondensowanego mleka
+ ja dodałam sok z połowy grejfruta, ale możecie wdusić parę kropel soku z cytryny


Na wierzch: 
Dwie garście wiśni
Dwie garście porzeczek

Miksujemy herbatniki z masłem aż zamienią się w oleiste okruchy. Wykładamy je na blachę i rozcieramy (ręcznie) tak aby spód zachodził także na boki.
Wstawiamy do lodówki.
W jednej misce ubijamy białka na sztywną pianę. W drugiej ubijamy żółtka aż zgęstnieją i dodajemy sok z wybranego cytrusa i mleko skondensowane, ubijamy ponownie. Do mieszaniny z żółtkami dodajemy białka i lekko mieszamy, aby białka nie opadły. Wylewamy na wcześniej przygotowany spód.
Wstawiamy do piekarnika nagrzanego na 160 stopni przez 25 min, aż krem się porządnie zetnie.
Po ostygnięciu tarty wyłóżcie wierzch owocami we wzory jakie tylko Wam przyjdą do głowy.
Tartę przechowujcie w lodówce... i obiecuje, że będziecie do niej często zaglądać. ;-)





Jedliście już dziś drugie śniadanie?
Jeśli nie, to polecam przejrzeć zapasy, chyba w każdym domu znajdzie się kilka herbatników na spód, czy czekolada do stopienia na mus.

XOXO

poniedziałek, 9 lipca 2012

No to... kwintesencja lata.

Pozdrawiam z pięknego ogrodu mojej cioci i wrzucam sprawozdanie z moich dzisiejszych porannych, kuchennych poczynań.
A więc zapraszam na muffiny z białą czekoladą i leśnymi owocami. - ,,Kwintesencja lata'' - jak to określił mój 12-letni kuzyn, nabijając sobie u mnie punkty za słowo ,,kwintesencja''.


Ciasto dokładnie to samo co zawsze, tylko zamiast kremu na górę układamy świeże owoce - może być też bita śmietana jak kto lubi.
Na ciasto: (na 12 muffin)

125g mąki
125g bardzo miękkiego masła
125g cukru, może być brązowy, a nawet lepiej gdyby był
łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
2 jajka
kilka łyżek mleka
200g białej czekolady
dwie garście borówek amerykańskich
dwie garście malin


+ maliny i borówki do dekoracji - ilość wg. uznania.

Miksujemy ze sobą na gładką masę wszystkie składniki oprócz mleka i czekolady. Dolewamy mleko i miksujemy jeszcze raz. Do gotowego ciasta wsypujemy kawałki czekolady i owoce, mieszamy łyżką. Do papilotek nakładamy po dwie łyżki ciasta. Wstawiamy do piekarnika rozgrzanego na 200 stopni na 25min.


Oczywiste jest, że najlepiej czuję się we własnej kuchni, ale z moim młodszym pomocnikiem u boku, żonglując nieswoimi przyborami kuchennymi udało się zjeść drugie śniadanie w odpowiedniej do tego porze. ;-)
Towarzyszyła nam ta szara piękność.

Ta książka zabrała mi dziś pół dnia i już dostarczyła niejednego aspektu do przemyślenia, którym pewnie się z Wami podzielę.


Powiem Wam nawet, że wczorajszego wieczoru, podczas takiej a nie innej rozmowy( ;-) ) natchnęło mnie na temat oryginalności i gwarancji tego, że jesteśmy jedyni w swoim rodzaju. W kulturze masowej często zdarza się zapomnieć o odrębności, o zachowaniu resztki nonkonformizmu już nie wspominając. 
Chyba już przywoływałam kiedyś J.K. Rowling, która pisała, że nasze wybory decydują o tym kim jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności. Po części tak, ale tylko dlatego, że składają się one na naszą osobowość (nie mylić z osobistością!). W takim razie jakie są składniki osobowości? Na pewno jest ich wiele... od cech charakteru, przez nawyki, po hobby i styl ubioru. To dlatego nikt się nie powtarza... weźmy banalny przykład, jakim jest moda. Setki osób ubiera się w tym samym sklepie sieciowym, ale nie zrównają sobie koloru włosów, czy rys twarzy. Możemy się do siebie upodabniać nie popełniając przy tym plagiatu, ale czy nie lepiej byłoby stworzyć z siebie oryginalne dzieło? Nawet jeśli kubistyczne czy abstrakcyjne. Tak, po raz kolejny namawiam do tworzenia... I nie przejmujmy się, że ktoś obok używa tej samej farby do namalowania tła... Podróbki zawsze wypadają kiepsko i nie myślę tutaj tylko o torebkach marki Louis Vuitton.


XOXO





LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...