Burza jak to burza, gwałtowna, ale krótka pozwoliła nam się wczoraj wieczorem wymknąć na Krakowski Rynek. Zanim wyszłyśmy Daria bawiła się wirtuoza umilając mi przerzucanie stron w internecie.
Po spacerze trafiłyśmy do...
Chodząc po Rynku byłyśmy świadkami akcji wyświetlania poezji na murach kamienic.
Co tam sen, zamiast się wylegiwać wolałyśmy zaliczyć poranny spacer brzegiem Wisły...
...i trafiłyśmy na Kładkę Bernatkę.
(Kłódka nie jest nasza, ale obok tego cytatu nie mogłyśmy przejść obojętnie.
10 lat w jednej ławce zobowiązuje.)
W dzielnicy Kazimierz znalazłyśmy restaurację, której nazwa skojarzyła nam się jednoznacznie.
Obiad ugotowałyśmy same, na zasadzie ,,lodówkowego recyklingu.''
Pół dnia zajęło nam zwiedzanie dwóch wspaniałych muzeów - Schidler`a i Mocak`a. Pierwsze wstrząsa i daje ogromną lekcję historii, drugie zachwyca... no... jeżeli ktoś jest miłośnikiem sztuki współczesnej. Szczególnie polecam wystawę pt: ,,Erotyczny ogród Apolloni'', która każdej kobiecie powinna dać do myślenia.
Wieczorem znowu można było nas złapać w Hard Rock Cafe, gdzie uzupełniałam kolekcję koszulek z tego miejsca.
Ciekawe gdzie nas jutro poniesie...
XOXO
Na Kłódeczce Henryk Mann :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Krakowa. Uwielbiam!
A na następny raz polecam również Dynię (jedzonko, artystyczny nieład, klimat i kocyki na trawie) i koktalje na Kazimierzu :)