Idealna bomba kaloryczna na zbliżające się ostatki dla tych, których faworki i pączki już się przejadły. Piekłam go drugi raz, kiedyś tak jak w oryginale z orzechami i powidłami śliwkowymi z okazji walentynek, tym razem z dżemem porzeczkowym i bez orzechów. Był to tort urodzinowy mojego taty, a on przepada za czarnymi porzeczkami :). Przepis niestety jest niewiadomego pochodzenia, w postaci wycinku w moim segregatorze, ale śmiem twierdzić, że ma coś wspólnego z firmą KASIA, bo w przepisie są sugerowane ich produkty.
S k ł a d n i k i :
CIASTO:
4 szklanki mąki
1 i 1/2 kostki margaryny
3/4 szklanki cukru
6 żółtek (białka wykorzystamy do zrobienia bezy)
1 opakowanie proszku do pieczenia
1 opakowanie cukru wanilinowego
DO PRZEŁOŻENIA:
1 słoik dżemu z czarnej porzeczki (ok. 250g)
na bezę:
1 szklanka cukru
6 białek
na krem:
1 szklanka mleka
1 szklanka cukru
1 łyżka budyniu waniliowego/śmietankowego
1 łyżka mąki tortowej
1 łyżka mąki ziemniaczanej
1/2 kostki margaryny
100 ml wódki
WIERZCH:
200g gorzkiej czekolady
100g śmietany 18%
Z podanych składników zagniatamy ciasto (rękoma, jak na makaron). Dzielimy na dwie części, wykładamy nim dwie identyczne blachy, wcześniej posmarowane margaryną lub wyłożone papierem do pieczenia (od Was zależy czy będzie to tortownica czy prostokątna blacha). Smarujemy dżemem z czarnej porzeczki.
Białka ubijamy, stopniową dodając do nich cukier, aż uzyskamy sztywną, błyszczącą pianę. Ja sprawdzam czy białka są ubite podnosząc miskę do góry nogami - POCZĄTKUJĄCYM - NIE POLECAM :). Bezę nakładamy na posmarowane dżemem blachy. Pieczemy 40 do 50 minut w temp. 180 stopni.
Beza urośnie... ja panikowałam, że wychodzi z blachy, jednak po wyjęciu opadnie. Gdyby stawiała opór, musicie ją bezpardonowo przygnieść - to tylko warstwa tortu, a nie jego główna część.
Kiedy ciasto się piecze, przygotowujemy krem.
Odlewamy trochę mleka i rozrabiamy w tym mąkę i budyń. Większą część razem z cukrem zagotowujemy w rondelku. Dolewamy rozrobioną mąkę, stale mieszając, w celu uniknięcia grudek, aż do zgęstnienia masy. Odstawiamy do przestygnięcia, miksujemy margarynę na puszystą jasnożółtą masę. Stopniowo, mieszając dodajemy do niej ostudzoną masę.
Po wyjęciu ciasta z piekarnika na jeden blat, który będzie spodem nakładamy krem karpatkowy. Drugi wyjmujemy z formy, odwracamy dżemem i bezą do dołu i przykrywamy nim część wykończoną kremem karpatkowym. Odstawiamy.
Do rondelka wrzucamy czekoladę i topimy na małym ogniu. Dodajemy śmietanę, czekamy aż składniki się połączą i polewamy wierzch ciasta.
Ciasto wyjmujemy z blachy dopiero po wystygnięciu!
Najlepiej kroić nożem uprzednio zamoczonym w gorącej wodzie.
Wiem, że ostatnio obijam się z postami, ale dopóki sama się nie przekonam, że matura to bzdura obawiam się, że takie przestoje mogą się zdarzać...
Jeżeli chcecie być na bieżąco co u mnie, zaglądajcie na instagram:
XOXO
kusisz do jedzenia słodkiego, znowu! ;]
OdpowiedzUsuńPrzeglądając różne blogi, natknęłam się na Twój i to zdjęcie. Co za pyszności! Jak dobrze, że mój chłopak przyniósł mi właśnie do domu pyszniutkie pączki, inaczej nie mogłabym przeczytać tego postu ;-)
OdpowiedzUsuńhttp://nowoczesnadama.blogspot.com/
http://instagram.com/marta_verdi
Mmmmmmm wygląda pysznie :))
OdpowiedzUsuńZapraszamy do nas :)
omniom mniom:) Pyszności!:)
OdpowiedzUsuń