Kochani ! Jeśli nigdy nie byliście ze mną na wakacjach, nie jesteście moją najbliższą rodziną, ani współlokatorem, nie pracujecie w osiedlowym sklepie... to prawdopodobnie pierwsza okazja, kiedy możecie zobaczyć mnie bez makijażu!
Dziś przygotowałam dla Was tutorial o tym, jak wykonać mój ulubiony wieczorowy makijaż. Co prawda, karnawał już za nami... ale to przecież nie znaczy, że spędzacie czas w rozciągniętym dresie, owinięte kocem!
Z góry zaznaczam, że nie jest to mój codzienny makijaż (chciałabym mieć codziennie rano tyle czasu, aby wykonać na mojej twarzy takie arcydzieło!)
Zaczynamy!
Oto zdjęcie, które przejdzie do historii tego bloga!
Oligatorka, wersja saute !
Po dokładnym umyciu twarzy - używam niezmiennie, od lat mydełka w kostce marki Clinique. (tzw. Krok 1!). Jeśli chodzi o markę Clinique, naprawdę cenię sobie ich produkty... Sławne ,,trzy kroki Clinique'a" były przyczyną uniknięcia przeze mnie młodzieńczego trądziku i innych podobnych problemów ze skórą.
Po dokładnym oczyszczeniu twarzy, (pod makijaż) nakładam ulubiony krem nawilżający. Czasami, kiedy moja cera ma akurat gorszy dzień, albo zależy mi na tym żeby makijaż naprawdę dobrze się trzymał, kiedy krem się wchłonie nakładam silikonową bazę pod podkład z Inglota. Kosztuje około 20 zł, mam ją od października, a nie widać żeby była w ogóle używana. Wydajność na najwyższym poziomie!
Z natury mam sińce pod oczami, nie ważne czy się 2 czy 12 godzin. Uwierzcie!
Kiedy ładnych parę lat temu byłam konsultantką marki Oriflame to mojej kosmetyczki trafił trzy kolorowy korektor... Nie miałam pojęcia co mam zrobić z tym żółtym kolorem! Pewnego dnia doznałam olśnienia :)! Świetnie rozświetla sińce, a jeśli nałożę na korektor dobry, kryjący podkład wyglądam nareszcie na wyspaną.
Podkład, którego używam to podkład Even Better - marki Clinique (naprawdę ich kocham!). Mój ma numer: 05 kolor: neutral. Wybaczcie, ale jeśli chodzi o podkłady to dla mnie wszystkie inne się chowają! Nienawidziłam nosić ,,maski" dopóki nie znalazłam właśnie tego kosmetyku:
a) rewelacyjnie kryje!
b) nie ma efektu maski!
c) wchłania się w skórę i stając ,,pod światło" nie widzę żadnych smug!
d) nie osadza się w zagłębieniach!
Dla przedłużenia żywotności podkładu i żeby zapobiec ,,świeceniu się" twarzy nakładam transparenty puder Chanel UNIVERSELLE COMPACTE kolor 20 CLAIR - Translucent 1. Puder nie nadaje żadnego koloru, ale bezbłędnie wchłania sebum i matuje cerę. Kiedyś nakładałam go od razu na krem do twarzy i to był cały mój makijaż. To wysłużone opakowanie kupiłam w 2011 roku i sami widzicie ile zostało... a wierzcie mi, używam go codziennie, czasami kilka razy dziennie. Najbardziej wydatny kosmetyk jaki w życiu widziałam!
Troszeczkę korektora nakładam też na całą powiekę, żeby cienie lepiej się trzymały i nie osypywały.
Ponieważ cienie, które dzisiaj mam przyjemność Wam zaprezentować to paleta cieni marki Dior z kolekcji GOLDEN SHOCK nr 756, która wyszła specjalnie na minione Święta Bożego Narodzenia. Oj tak, Mikołaj miał gest :)!
Płaskim pędzelkiem nakładam na całą powiekę cień z prawego dolnego kącika. Drugą stroną pędzelka, nakładam kolor z prawego górnego kącika od połowy powieki i dociągam aż do zewnętrznego kącika. Są to cienie perłowe, świetliste i aby uzyskać porządne nasycenie trzeba się trochę ,,nawklepywać!" ;)
Zewnętrzny część powieki akcentuję najciemniejszym, śliwkowym kolorem - chociaż na powiece wygląda bardziej jak brązowy.
Wewnętrzny kącik oka i linię wodną, rozświetlam najjaśniejszym cieniem. za pomocą szpiczastego pędzelka. Wszystko wykańczam opruszając całą powiekę środkowym, złotym pyłkiem przy użyciu skośnego pędzelka.
Wiem, wiem... Taka paleta nie jest tania. Ale jedna w naszej kosmetyczce, dobrze dobrana do naszej cery i wydajna zastąpi kilkanaście cieni kiepskiej jakości - uwierzcie!
Nie byłabym sobą, gdybym nie namalowała kreski na powiece. Wynalazek, który uratował mnie od stania godzinami przed lustrem i nauką malowanie kresek - eyeliner w kremie marki Make up for ever - uwierzcie - marka ma nazwę adekwatną do trwałości kreski.
Jeśli zdarzy mi się po imprezie zasnąć z makijażem na twarzy (co oczywiście nigdy mi się nie zdarza, mamo! :*****) to na drugi dzień, magicznym sposobem cały makijaż wytarł się w poduszkę, a eyeliner - ZOSTAŁ NIETKNIĘTY!
Jeśli zdecydujecie się na jego zakup, od razu do kompletu polecam, solidny, dwufazowy płyn do demakijażu... Jakimś tam mleczkiem na pewno nie zejdzie !
Gadżet bez którego ani rusz! Specjalny pędzelek do eyelineru w kremie - cieniutki i ścięty pod skosem - dostępny w Sephorze. Dzięki temu malowanie kresek jest dziecinnie proste, codziennie rano czuję się jak dziecko szkicujące coś na plastyce. Jeśli ktoś rezygnuje z kresek przez czasochłonność - znalazł rozwiązanie!
Tusz, któremu jeszcze długo będę wierna! Twist up the volume marki Bourjois - dostępny w Rossmanie. Normalnie kosztuje około 45zł, ja kupuje zawsze wtedy kiedy jest promocja i kosztuje on 30 zł. Nie wysycha, nie kończy się po miesiącu! Jest też w wersji wodoodpornej. To, co mnie w nim urzekło to to, że ma przekręcaną szczoteczkę. Dzięki jej wielofunkcyjności - wydłużanie, rozczesywanie, pogrubianie... nie mam problemu z utrzymaniem w ryzach moich kochanych rzęs, które po użyciu odżywki RevitaLash mają naprawdę zabójczą długość i nie każdy tusz jest w stanie im sprostać.
Żeby dodać sobie trochę życia, nakładam róż na policzki. Ten akurat marki Golden Rose Terracotta Blush-On nr 09 trafił do mnie przypadkiem, dostałam go w prezencie... ale absolutnie nie narzekam. Dzięki perłowym drobinką rozświetla buzie, a nie tylko nadaje kolor policzkom.
Ostatni etap to... usta! Przed nałożeniem jakiegokolwiek koloru nakładam na nie balsam. Nakładam też jego grubą warstwę przed spaniem... i po wstaniu... i kiedy wychodzę na dwór, kiedy siedzę przy biurku i nie mam co zrobić z rękoma... Generalnie bez balsamu do ust ani rusz! Mam różne, różniste, w każdej torebce, kurtce, kieszonce... Połowę gubię, połowę odnajduję po pół roku.
Hmmm... może zrobię Wam kiedyś post o moich ulubionych!
Konturówki na usta nie nakładam, bo przyznam się bez bicia - tej sztuki jeszcze nie opanowałam.
Kolor jaki uzyskałam (ostatnio mój faworyt!) to połączenie trzech! Bazą jest winno czerwona szminka Diora Addict, którą kupiłam sobie specjalnie na studniówkę. Kolor 991 Perfecto. Nie przeraźcie się kolorem - na dobrze nawilżonych ustach traci na intensywności. Nie wolno jej nakładać na spierzchnięte usta! Ożywiłam ją jednak w tym makijażu, nakładając na nią warstwę pomadki w kolorze fuksji marki Oriflame Pure colour floral lipstick - Fuchsia Red (nie wiem czy ją jeszcze gdzieś dostaniecie!).
Miało być wieczorowo, więc jako zwieńczenie całości nakładam prawie transparentny błyszczyk Dior Addict nr 343 Spring Ball.
I oto efekt końcowy... Co Wy na to?
Chcielibyście zobaczyć na blogu więcej make up'owych tutoriali?
Dzienny, letni, plażowy itd.
Dajcie znać w komentarzach!
XOXO
Wciąż Ci mnie mało?
Zapraszam na moje kanały social media.
S N A P C H A T : oligatorkaaa
a co z pudrem na podkład? bez tego ani rusz
OdpowiedzUsuńNakładam, nakładam!
UsuńPrzez swoje gapiostwo zapomniałam dopisać - już poprawiam!
BUZIAK!;*
makijaz piekny, kolor na ustach zabojczy, ale bez makijazu tez fajnie .
OdpowiedzUsuńPiękny makijaż. Jestem jak najbardziej za żeby takie tutoriale pojawiały się częściej, a jestem Twoją stałą czytelniczką;) Tym bardziej, że używasz kosmetyków bardzo dobrej jakości i można coś nowego podpatrzeć. Dziękuję, że piszesz!:)
OdpowiedzUsuńzdecydowanie częściej takie posty ! ;)_
OdpowiedzUsuńmogłabyś coś więcej napisać o RevitaLash? ;>
Revitalash zasługuje na osobny post! :)
UsuńMam nadzieje że będzie:)
UsuńBardzo fajny post jak i makijaż :)
OdpowiedzUsuńKochana, używamy tej samej mascary! Jestem jej wierna już od kilku lat, uwielbiam ją!
OdpowiedzUsuń